Uwierające maski. O autyzmie, ADHD i życiu z przeciążeniem emocjonalnym: Niektórzy z nas całe życie uczą się być „normalni”. Noszą maski – wyćwiczone miny, wyuczony język ciała, gotowe odpowiedzi. Ale kiedy neurotypowy świat ściera się z neuroatypową wrażliwością, maski w końcu pękają. Czasem cicho. Czasem z hukiem. Zawsze – od środka. Świat bez drzwi Nie jestem zamknięty w sobie. To świat zamknął się przede mną – w swojej prędkości, uproszczeniach i oczekiwaniach. A ja codziennie próbuję znaleźć klucz do drzwi, które wcale nie były dla mnie projektowane. Moja krzywa mina nie jest komunikatem. Nie jest wyrzutem. Nie jest też buntem. W dziewięciu przypadkach na dziesięć to po prostu smutek. Smutek z rozczarowania sobą – że znów czegoś nie powiedziałem, nie zdążyłem, nie zareagowałem jak „trzeba”. Smutek z własnej niemocy – że coś, co dla innych jest naturalne, dla mnie bywa wyczynem na miarę wyprawy na Księżyc. Maski i skafandry Złość na innych? To nie jest moja spec...
Posty
- Pobierz link
- X
- Inne aplikacje
Nie jesteśmy sami. Smartfon jako narząd zbiorowego czucia: Smartfon przestaje być narzędziem alienacji, stając się interfejsem zbiorowej świadomości. Nasza cyfrowa egzystencja przypomina grzybnię – biologiczny system wspólnego czucia. W erze Internetu i AI człowiek nie jest już samotną wyspą, lecz węzłem w globalnej sieci. To nie uzależnienie, lecz adaptacja, a być może nawet ewolucja. Gdy widzimy człowieka pochylonego nad smartfonem, myślimy: alienacja, uzależnienie, samotność. Tak każe nam myśleć dominująca narracja kulturowa – opowieść o zerwaniu więzi ze światem, o epidemii izolacji ekranowej, o pokoleniu zombie, które już nie patrzy sobie w oczy. A co, jeśli to tylko jedna z możliwych interpretacji? Co, jeśli człowiek z pochyloną głową nie odcina się od rzeczywistości, lecz właśnie w niej zapuszcza nowe korzenie – tylko że w innej jej warstwie? Co, jeśli ekran nie dzieli, lecz łączy – i to głębiej niż bezpośredni dotyk? Być może jesteśmy świadkami narodzin czegoś, co je...
- Pobierz link
- X
- Inne aplikacje
Przemijanie znaczeń: Znaczenia nie są wieczne. Przetrwają formy, ale sens rozpada się cicho – jak zapach, który znika – niedostrzegalnie lecz konsekwentnie. W epoce cyfrowego chaosu, symbolicznych konfuzji i kulturowych rozpadów – pytanie o znaczenie staje się pytaniem o nas samych: kim jesteśmy, skoro mówimy tymi samymi słowami, ale rozumiemy je inaczej? Mówi się, że nie ma nic trwalszego niż materia. A może jest odwrotnie? Może właśnie materia przemija najciszej – nie w sensie fizycznym, lecz semantycznym. Rzecz zostaje, ale znika to, co czyniło ją ważną. Znaczenie. Sens. Relacja. W muzeach przechowujemy skorupy naczyń, których nie potrafimy już nazwać. Wpatrujemy się w grobowce ludzi, których imion nigdy nie poznamy. Czytamy frazy zapisane alfabetami, które znają już tylko nieliczni specjaliści – jakby samo przetrwanie formy miało moc ocalenia ducha. Tymczasem duch często dawno już wyparował. Z pokolenia na pokolenie toczymy cichą...
- Pobierz link
- X
- Inne aplikacje
Słowiańskie archetypy przestrzeni. O duchowości zakorzenionej: Słowiańska duchowość to zakorzeniona, cicha obecność – nie w monumentalnych formach, lecz w harmonii z przyrodą i codziennością. W przeciwieństwie do zachodniego ducha dominacji, Słowianin jawi się jako część krajobrazu, a nie jego pan. To refleksja nad tożsamością osadzoną w atmosferze, geście i pamięci miejsca, a nie w murach. Bez dominanty: przestrzeń jako trwanie Pierwotny, słowiański sposób myślenia o przestrzeni nie domaga się dominanty architektonicznej. Nie potrzebuje wieży, katedry ani kolumny zwycięstwa. Dla niego ważniejszy jest stary dąb, niż wieża ratusza. Gdzieś u podstaw tej postawy tkwi głęboki, choć rzadko uświadamiany, archetyp – duchowość zakorzeniona. Przestrzeń nie jest miejscem rywalizacji ani eksponowania władzy. Jest miejscem trwania. W kontraście do Zachodu W przeciwieństwie do mentalności zachodnioeuropejskiej, która od średniowiecza kształtowała się wokół idei dominacji nad p...
- Pobierz link
- X
- Inne aplikacje
Demokracja z odsłoniętym gardłem. Jak system sam oddaje się w ręce populistów: Można legalnie dojść do władzy i równie legalnie zdemontować system, który ją umożliwił. Historia zna te przypadki, ale demokracje wciąż się uczą… albo nie. Co zrobić, by ustrój nie był tylko dekoracją dla rządów silnej ręki przebranej w garnitur pluralizmu? Demokracja, która kopie własny grób Jeśli ustrój "demokratyczny" dopuszcza możliwość wybierania – w pełni legalnie, przy dźwiękach fanfar wolnych wyborów – ugrupowań z gruntu niedemokratycznych, to znaczy, że mamy do czynienia z konstruktem rozpaczliwie dysfunkcyjnym. Takim, który z dumą wręcza łopatę swojemu przyszłemu grabarzowi. Taki ustrój nie potrzebuje zamachu stanu. Wystarczy, że stanie się ofiarą własnej naiwności. Demokracja jako zabawa w otwarte drzwi Demokracja oparta na fundamentalnych wartościach – wolności słowa, pluralizmie, trójpodziale władzy, szacunku dla mniejszości – z zasady musi b...
- Pobierz link
- X
- Inne aplikacje
Zrzędzenie z potencjałem, czyli o polskim narzekaniu, które zmienia świat: Polskie narzekanie uchodzi za przywarę narodową. Ale może narzekanie to nie słabość, tylko pierwszy etap zmiany? Ten tekst to opowieść o języku niezgody, który – gdy go nie zignorować — potrafi zamieniać się w działanie. I w coś więcej niż tylko zrzędzenie przy herbacie. Narzekacz czy konstruktor? „Polacy narzekają na wszystko” – mówią z uśmiechem obcokrajowcy, zaskoczeni, że naród z tak pięknymi górami, chlebem i Chopinem potrafi zepsuć każdy dzień ponurą konstatacją o pogodzie, rządzie albo sąsiadach. Ale czy to naprawdę tylko narzekanie? Bo może – zamiast zrzędzenia – mamy do czynienia z formą krytycznej kreatywności? Może to, co brzmi jak lament, jest w rzeczywistości subtelną próbą poprawy rzeczywistości? Polak nie siada bezczynnie, żeby jęczeć nad swoim losem. On widzi, że coś można zrobić lepiej. Że coś nie działa, ale da się to naprawić. Że świat nie musi wyglądać tak, jak wygląda dzi...
- Pobierz link
- X
- Inne aplikacje
Boczuś ze smalczykiem, czyli o zdrobnieniach, które zżerają powagę relacji: Zdrobnienia w polskim języku kulinarnym to coś więcej niż czułość – to emocjonalna matryca, która tłumi dosłowność i zjada powagę. Jak język wpływa na nasze relacje z jedzeniem, bliskością i samym sobą? Między pamięcią głodu a infantylizacją języka W moim rodzinnym domu dużo mówiło się o jedzeniu. Dzień upływał na osi: śniadanie, obiad, kolacja – z obowiązkowymi przegryzkami pomiędzy. Matka biegała między kuchnią a stołem, nie tylko proponując jedzenie, ale wręcz je podsuwając – jakby obiad sam miał wpaść do ust. I nie, to nie była przesada. To była forma troski, emocjonalny język ciała – i mowy. W dużym stopniu odziedziczyłem ten rodzaj zaangażowania. Dbałem, by moje dzieci miały co jeść, jadły smacznie i z apetytem. I mówiłem o tym. Dużo mówiłem. Aż któregoś dnia mój dorosły, pragmatyczny syn powiedział sucho: Ojciec, ale to tylko żarcie. Zaskoczyło mnie to, ale nie dotknęło. Zrozumiałem. Moi rodzice – d...