Posty

Wyświetlam posty z etykietą językikultura)
Boczuś ze smalczykiem, czyli o zdrobnieniach, które zżerają powagę relacji:  Zdrobnienia w polskim języku kulinarnym to coś więcej niż czułość – to emocjonalna matryca, która tłumi dosłowność i zjada powagę. Jak język wpływa na nasze relacje z jedzeniem, bliskością i samym sobą? Między pamięcią głodu a infantylizacją języka W moim rodzinnym domu dużo mówiło się o jedzeniu. Dzień upływał na osi: śniadanie, obiad, kolacja – z obowiązkowymi przegryzkami pomiędzy. Matka biegała między kuchnią a stołem, nie tylko proponując jedzenie, ale wręcz je podsuwając – jakby obiad sam miał wpaść do ust. I nie, to nie była przesada. To była forma troski, emocjonalny język ciała – i mowy. W dużym stopniu odziedziczyłem ten rodzaj zaangażowania. Dbałem, by moje dzieci miały co jeść, jadły smacznie i z apetytem. I mówiłem o tym. Dużo mówiłem. Aż któregoś dnia mój dorosły, pragmatyczny syn powiedział sucho: Ojciec, ale to tylko żarcie. Zaskoczyło mnie to, ale nie dotknęło. Zrozumiałem. Moi rodzice – d...