Polska diagnoza bez terapii — mistrzowie cięcia cyklu Kolba na trzecim etapie:
Dlaczego Polacy mimo rosnącej energii społecznej wciąż nie potrafią skutecznie reformować własnego państwa? Jakie dziedzictwo zostawiły nam nie tylko rozbiory, ale też sowiecki model władzy? I czy możliwe jest przełamanie mentalnej blokady, która każe nam działać tylko do momentu, w którym naprawdę coś można zmienić?
Jako naród posiadamy coś, czego mogliby nam pozazdrościć najlepsi terapeuci świata — zdolność wnikliwej autoanalizy i skłonność do pięknej zadumy nad sobą. Potrafimy godzinami rozprawiać o tym, co nam nie wychodzi, dlaczego jesteśmy tu, gdzie jesteśmy, jaka jest nasza zbiorowa trauma czy wina. Mówimy o sobie z brutalną szczerością — jakbyśmy znali każdy zakamarek własnej duszy. Jednak ta umiejętność diagnozowania staje się również naszą zmorą — bo na niej najczęściej się kończy.
„Brak sprawczości” — to pojęcie często pojawia się w diagnozach polskiej kondycji społecznej. Oznacza nie tylko niewiarę we własny wpływ na rzeczywistość, ale też trudność w przekuwaniu myśli w działanie. Wiemy, że coś nie działa. Czasem nawet wiemy, co należałoby zrobić. Ale brakuje zarówno przekonania, że warto próbować, jak i narzędzi, by robić to skutecznie.
Między rezygnacją a przebudzeniem
A jednak: coś się zmienia. W ostatnich latach coraz częściej pokazujemy, że potrafimy działać. Powstają ruchy społeczne, oddolne inicjatywy, zbiórki, pomoc dla uchodźców, protesty, alternatywne media. Jeszcze dekadę temu wiele z tych zjawisk wydawało się nieprawdopodobne. Rośnie pokolenie, które nie pamięta PRL-u — komunikuje się inaczej, szybciej reaguje, mniej się boi.
A jednak — mimo tej nowej energii — od trzydziestu lat jako społeczeństwo tkwimy w niedomkniętych reformach. Publiczna służba zdrowia, mimo ogromnych wysiłków personelu, pozostaje niewydolna. System podatkowy — zbyt skomplikowany i regresywny. Reguły dotyczące działalności gospodarczej zabijają mały biznes. Konstytucja z 1997 roku nie przystaje do wyzwań XXI wieku. Demokracja formalnie funkcjonuje, ale nie rozwija mechanizmów współdecydowania ani skutecznej kontroli władzy.
Skąd ten rozdźwięk między energią jednostek a stagnacją systemu? Jak to jest, że zazwyczaj nie uświadamiamy sobie tego zjawiska? Dlaczego wystarcza nam sprawczość cząstkowa?
Dziedzictwo niemożności
Często tłumaczymy ten stan „trudną historią”. Polska to kraj, który przez stulecia nie miał własnego państwa, a potem — miał, ale tylko z nazwy. Okres rozbiorów nauczył nas przetrwania. PRL — posłuszeństwa. W obu przypadkach ceną była utrata sprawczości.
To nie tylko kwestia represji, ale i wzorców myślenia, które przez dekady były społeczeństwu wszczepiane. Sowiecki system wartości uczył, że najlepszym obywatelem jest ten, który nie zadaje pytań. Doświadczać — tak. Rozmyślać — w ciszy. Projektować zmiany — wyłącznie w ramach wyznaczonych przez centrum. Samodzielne działanie? Niedopuszczalne.
To nie była tylko „przerwa w rozwoju” — PRL aktywnie formatował obywatela. Uczył, jak myśleć, czego nie mówić, czego nie oczekiwać. Wdrukowywał przekonanie, że zmiana jest podejrzana, a inicjatywa — niebezpieczna. Wytworzył lojalność wobec instytucji, nie wobec wartości. Ten wzorzec przetrwał — jak mięsień pamięciowy — uruchamiający się w chwilach wymagających odwagi.
I choć oficjalnie upadł, wciąż rezonuje w edukacji, administracji, mediach, a nawet w rodzinie. To właśnie on sprawia, że tak często przerywamy proces zmiany tuż przed jego kluczowym momentem.
Wciąż zbyt często traktujemy służby publiczne jak władzę, której należy się podporządkować, zamiast widzieć w nich swoją reprezentację. Nie oczekujemy obsługi — stajemy na baczność. Na podstawowym poziomie samorządowym — wybieramy wójta jako “człowieka od roboty”,a potem składamy mu hołdy w sm’ach i na dożynkach. Polityka pozostaje domeną „wodzów”, nie delegatów również na wyższych poziomach zarządzania wspólnym dobrem, bo gdy już wybierzemy przedstawicieli — oddajemy im władzę, jakby otrzymali nie tylko mandat do zarządzania, lecz również tytuł własności nad instytucjami, środkami publicznymi i nami.
Taki model władzy jest patologiczny: wzmacnia bierność, budzi nieufność, utrwala logikę dominacji. Dopóki nie nauczymy się myśleć o państwie jak o wspólnym przedsięwzięciu — dopóty będziemy bardziej jego przedmiotem niż podmiotem.
Przykłady narodowej stagnacji
Spójrzmy na współczesną politykę. Od lat diagnozujemy błędy systemowe — korupcję, nieefektywność, brak przejrzystości. Powstały dziesiątki raportów i analiz, które jasno wskazują kierunki zmian. Mamy gotowe recepty: reforma sądownictwa, zmiana ordynacji wyborczej, ograniczenie wpływu partii. A mimo to kolejne rządy powielają te same błędy — z braku woli lub umiejętności wprowadzenia realnych zmian.
Podobnie w codziennym życiu społecznym. Wszyscy znamy narzekania na biurokrację, brak szacunku do prawa, nepotyzm. Ale gdy pojawiają się konkretne propozycje usprawnień, słyszymy: „Po co to ruszać, przecież zawsze tak było” albo „U nas to się nie uda”. Efekt? Skarżymy się, że nic się nie zmienia — choć często sami sabotujemy zmiany.
Kompleks wyuczonej bezradności
To zjawisko przypomina dobrze znany mechanizm psychologiczny — „wyuczoną bezradność”. Człowiek, doświadczając powtarzających się porażek, uczy się, że nie ma wpływu na swoje życie, i przestaje działać. W skali zbiorowej oznacza to, że mimo świadomości problemów Polacy nie podejmują inicjatywy, bo nie wierzą w skuteczność własnych działań.
Historyczne traumy — rozbiory, wojny, okupacje, autorytaryzmy — zostawiły trwały ślad w naszej zbiorowej psychice. Wielokrotnie próby oddolnej zmiany były tłumione lub kończyły się klęską. Efekt? Bezpieczniej pozostać w tym, co znane — choćby było nieskuteczne.
Cykl Kolba i polska wersja niepełna
Gdy pierwszy raz zetknąłem się z cyklem Kolba — modelem uczenia się przez doświadczenie, refleksję, konceptualizację i eksperymentowanie — poczułem ekscytację. Oto gotowy przepis na rozwój, szczególnie dla dorosłych.
Cykl Kolba to cztery etapy: Doświadczenie bezpośrednie — Refleksja nad doświadczeniem — Konceptualizacja / wyciągnięcie wniosków — Eksperymentowanie / wprowadzenie zmian.
W Polsce często zatrzymujemy się na etapie trzecim. Myślimy, analizujemy, wyciągamy wnioski — ale nie podejmujemy działania. Jesteśmy mistrzami świata w kończeniu cyklu Kolba na refleksji, bez kroku w stronę eksperymentu.
Nasza narodowa terapia przypomina trochę klasyczną psychoanalizę Freuda: świetna w identyfikacji lęków i kompleksów, ale zbyt często kończąca się na ich uświadomieniu. A przecież samo rozpoznanie problemu to dopiero początek terapii.
Jak zacząć działać?
Wyjście z tej pułapki nie wymaga jednej wielkiej reformy. Sprawczość nie jest deklaracją — jest procesem: cichym, uporczywym, rozłożonym w czasie.
Co może pomóc? Zacznijmy od małych zmian — tych, które zależą tylko od nas: szkoła, zespół, sąsiedztwo, miejsce pracy. Trenujmy pełny cykl Kolba — analizujmy, ale też testujmy nowe rozwiązania. Nie bójmy się porażek. Rozmawiajmy o błędach — nie jako o klęskach, lecz jako lekcjach. Budujmy kulturę sprawczości — wymagajmy jawności, rozliczalności, dialogu. Traktujmy wybory jako początek, nie koniec — polityk to nie „pan”, lecz wykonawca woli wyborców. Uczmy dzieci, że demokracja to codzienna praktyka — nie rytuał raz na cztery lata.
Bo bez działania nie ma rozwoju
Pora wyjść z impasu. Diagnoza ma sens tylko wtedy, gdy prowadzi do zmiany. Polacy mają ogromny potencjał — intelektualny, organizacyjny, kreatywny. Przestańmy czekać na odgórne reformy. Zacznijmy działać tam, gdzie mamy wpływ: w pracy, w rodzinie, w społeczności.
Testujmy. Poprawiajmy. Uczmy się na błędach. W ten sposób Polska zyska nie tylko samoświadomość — ale i realną sprawczość.
Podsumowanie
Polska z mistrzowską precyzją diagnozuje własne bolączki, ale z ociąganiem przechodzi do terapii. Nasza refleksja zbyt rzadko prowadzi do działania. Czas to zmienić. Bo poznanie problemu to dopiero pierwszy krok. Prawdziwa siła tkwi w eksperymencie, w zmianie, w działaniu. Bez tego — nawet najlepsza analiza pozostanie tylko pięknym rozmyślaniem, które niczego nie zmieni.
Komentarze
Prześlij komentarz
Witam w przestrzeni dialogu.