"To se nevrátí". O tym, jak czeską racjonalność Polacy przełożyli na narodową nostalgię:
„To se nevrátí” – dla Czechów trzeźwa ocena rzeczywistości. Dla Polaków: melancholijne westchnienie za tym, co minęło. Jeden idiom ujawnia dwa sposoby myślenia: pragmatyczny dystans versus emocjonalne uwikłanie w przeszłość. Między kalkulacją a tęsknotą rozciąga się nie tylko językowa różnica, lecz głęboka kulturowa przepaść.
Czeskie powiedzenie „To se nevrátí” przyjęło się w Polsce z zaskakującą łatwością. Szeptane z melancholijnym uśmiechem, wypowiadane z tęsknotą za tym, co minęło – dzieciństwem, PRL-em, pierwszą miłością czy złotymi czasami piłki nożnej – stało się swoistym znakiem rozpoznawczym polskiej duszy. Sęk w tym, że Czesi używają tego powiedzenia zupełnie inaczej. U nich „to se nevrátí” oznacza: „to się nie opłaca”, „to się nie zwróci”, jak w rachunku zysków i strat, nie w bilansie emocjonalnym.
Ta subtelna różnica mówi wiele. O Czechach – ich chłodnym pragmatyzmie, dystansie i zdrowym sceptycyzmie wobec patosu. I o Polakach – o naszej skłonności do mitologizowania przeszłości, do przeżywania świata bardziej sercem niż rozumem, o naszej gotowości do cierpienia w imię piękna lub wspomnień.
Czesi liczą. Polacy pamiętają
Czeski idiom „to se nevrátí” ma korzenie ekonomiczne, a nie egzystencjalne. To język małego biznesu, rozsądku domowego, rozmowy przy piwie: „Nie opłaca się kupować tego traktora, to se nevrátí” – powie gospodarz. Przeciętny Czech raczej nie ubierze w te słowa melancholii za młodością czy żalu po upadku wielkich narracji.
W Polsce powiedzenie to przeszło przez narodowy filtr i zyskało nowy wymiar: nostalgii, której nie umiemy i nie chcemy się wyrzec. U nas nie chodzi o to, co się zwraca – ale o to, co minęło bezpowrotnie. Przestawiliśmy akcent z użyteczności na uczucie, z ekonomii na emocję – jakby idiom sam stał się metaforą polskiej pamięci. „To se nevrátí” to stwierdzenie smutku, tęsknoty, rezygnacji – albo nawet dumy z tego, że coś było, ale już nie wróci, bo było zbyt piękne, zbyt nasze, zbyt idealistyczne.
Naród strat vs. naród kompromisów
Czesi są narodem kompromisu. Ich historia to dzieje przystosowań, przemyślnych wycofań, pogodzenia się z losem bez rezygnacji z siebie. Po Pradze chodzi się bez pompy, ale z ironią. W czeskim kinie nawet wojna bywa przedstawiana przez pryzmat absurdu. W ich literaturze więcej jest chłodnego uśmiechu niż heroicznego lamentu.
Polska to inna opowieść – opowieść o stracie. Utracona niepodległość. Utracona elita. Utracony Zachód, utracony Wschód. Utracone szanse. Żyjemy nie tyle przyszłością, co rekonstrukcją przeszłości – nieustannie pytając: „co by było, gdyby”. Gdyby Powstanie się udało. Gdybyśmy nie ulegli. Gdybyśmy wtedy postąpili inaczej.
Tęsknota zamiast kalkulacji
Różnica w interpretacji czeskiego powiedzenia nie jest więc językowym nieporozumieniem, lecz lustrem dwóch mentalności. Dla Czechów „to se nevrátí” to rachunek. Dla Polaków – rana w sercu. To tak, jakbyśmy wzięli suche, praktyczne słowo i nadmuchali je własnym smutkiem, jak balon pełen przeszłości. Ta polska skłonność do upiększania tego, co minione, nie jest ani lepsza, ani gorsza – jest inna.
To dzięki niej potrafimy pisać wielkie powieści o miłości i klęsce, ale często nie umiemy rozliczyć przeszłości bez emocji. To przez nią potrafimy wzruszyć się archiwalnym zdjęciem szybciej niż analizą budżetu. Zamiast pytać „czy się opłaca?”, pytamy „czy to było piękne?”.
Przekład dosłowny, przekład duszy
Kiedy więc Polak mówi „to se nevrati”, nie myśli jak Czech. On raczej mówi: – Było coś pięknego. To już nie wróci. Ale może dzięki temu wciąż żyje.
I może właśnie w tym różnicowaniu się od siebie – w tej nieprzekładalności emocji na rachunek, a rachunku na emocje – mieści się siła kultur. Jedna nie musi być mądrzejsza. Ale warto wiedzieć, co naprawdę słyszy drugie ucho, gdy mówimy wspólne słowo. Może czasem warto zapytać – z czeską powagą: „Czy to się opłaca?” I odpowiedzieć – po polsku: „Może nie, ale wspomnienia są warte każdej ceny.”
Komentarze
Prześlij komentarz
Witam w przestrzeni dialogu.