Prawo jazdy a wiek kierowcy – między troską a dyskryminacją:
Czy wiek powinien decydować o prawie do prowadzenia samochodu? Gdzie kończy się troska o bezpieczeństwo, a zaczyna dyskryminacja?
W ostatnich miesiącach coraz częściej w przestrzeni publicznej pojawiają się propozycje zmian w prawie o ruchu drogowym, mające na celu ograniczenie możliwości prowadzenia pojazdów osobom powyżej określonego wieku. Padają różne liczby: 60, 65, 70 lat. Żywe reakcje społeczne, które towarzyszą tej dyskusji, pokazują, że nie mamy do czynienia jedynie z technokratyczną propozycją legislacyjną. Stawką jest bowiem nie tylko bezpieczeństwo na drogach, ale także społeczne rozumienie równości, szacunku oraz prawa do godnego starzenia się.
Społeczeństwo długowieczne i mobilne
Polskie społeczeństwo, podobnie jak wiele innych w Europie, systematycznie się starzeje. Seniorzy stanowią coraz większy odsetek ludności, a jednocześnie pozostają dłużej aktywni – fizycznie, zawodowo i towarzysko. W tej rzeczywistości samochód przestaje być luksusem, a staje się protezą niezależności. W wielu miejscach, szczególnie na prowincji, jest to jedyny realny sposób dotarcia do lekarza, apteki czy sklepu.
Zabieranie tej możliwości nie powinno być decyzją podejmowaną arbitralnie. Tymczasem propozycje automatycznych ograniczeń, opartych wyłącznie na wieku kierowcy, to krok w stronę legislacyjnej dyskryminacji. Co istotne: taki mechanizm nie znajduje uzasadnienia ani w danych statystycznych, ani w fundamentach państwa prawa.
Statystyki bez stereotypów
Przyjrzyjmy się faktom. Dane z raportów Komendy Głównej Policji pokazują, że największy odsetek wypadków powodują kierowcy w wieku 18–24 lata. To grupa o najmniejszym doświadczeniu i jednocześnie o największych skłonnościach do ryzykownych zachowań na drodze. Osoby powyżej 65. roku życia są sprawcami stosunkowo niewielkiej liczby kolizji i wypadków – mimo że często prowadzą samochód na co dzień.
Dlaczego więc właśnie ta grupa miałaby zostać objęta dodatkowymi restrykcjami? W czym ich wiek ma być „groźniejszy” niż niefrasobliwość młodych kierowców? I gdzie przebiega granica, po przekroczeniu której państwo może obywatelowi odmówić prawa do samodzielności – tylko dlatego, że zmieniła się cyfra w dowodzie osobistym?
I dlaczego - dodatkowo - statystyki w tym względzie nie są jednolite? Z jednej strony bowiem mówi się o wypadkach spowodowanych przez młodzież, ale co do seniorów - o wypadkach z ich udziałem. Czy to celowa manipulacja opinią publiczną?
Państwo prawa, obywatel i konstytucja
Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej jednoznacznie gwarantuje równość obywateli wobec prawa oraz zakazuje dyskryminacji z jakiejkolwiek przyczyny – w tym także z powodu wieku. Ustawowe ograniczenia dla seniorów, wprowadzane bez względu na ich rzeczywiste kompetencje i stan zdrowia, byłyby pogwałceniem tej zasady. To nie jest sprawiedliwość. To prewencyjne piętnowanie.
Tym bardziej że obecne przepisy już umożliwiają kierowanie kierowcy na badania lekarskie lub psychologiczne, jeśli zachodzą ku temu przesłanki – na przykład po wypadku lub w razie podejrzenia pogorszenia zdolności psychofizycznych. Nie potrzeba nowego paragrafu. Potrzeba sprawiedliwości – i poszanowania indywidualnego przypadku.
Seniorzy to nie problem – to zasób
Społeczeństwo zyskuje, kiedy potrafi korzystać z doświadczenia swoich starszych członków. To seniorzy wychowali obecnych decydentów, płacili podatki, pracowali na rozwój kraju, budowali drogi, szkoły i szpitale. Państwo nie ma prawa traktować ich dziś jako balastu.
Wręcz przeciwnie – powinno ułatwiać im mobilność, wspierać technologicznie, edukacyjnie i organizacyjnie. Może warto rozważyć dobrowolne oznaczenia pojazdów (na wzór litery „L” lub symbolu osoby z niepełnosprawnością) dla kierowców w starszym wieku, którzy chcieliby zasygnalizować innym swoją obecność. To forma komunikacji, nie represji.
A co z przykładem USA?
W modelu amerykańskim podejście do prawa jazdy bywa znacznie bardziej liberalne – bywa, że pierwsze szkolenie odbywa się dopiero po popełnieniu wykroczenia. Oczywiście to system o innych uwarunkowaniach, ale pokazuje jedno: wiek nie musi być traktowany jako przeszkoda. W większości stanów nie ma obowiązku odnawiania prawa jazdy tylko z powodu wieku, choć zdarza się, że przy odnowieniu pojawiają się dodatkowe wymagania. Kluczowe jednak pozostaje: równość wobec prawa.
Refleksja dla każdego z nas
Dlaczego więc postulat obowiązkowych badań neurologicznych, psychiatrycznych czy poznawczych dla polityków po siedemdziesiątce najczęściej wywołuje tylko pobłażliwy uśmiech? W końcu to ich decyzje mają wpływ nie na jedno skrzyżowanie, lecz na cały kraj – od edukacji i gospodarki po bezpieczeństwo narodowe. Czy ich „reakcja” nie powinna być sprawna, wzrok dalekowzroczny, a refleks polityczny choćby symbolicznie obecny?
Niektórzy z tych ludzi nie potrafią wymówić nazwiska prezydenta sąsiedniego kraju, ale decydują o polityce zagranicznej. Inni przysypiają na mównicy, ale głosują jak trzeba – czyli jak im kazano. Czy oni nie stanowią zagrożenia? A może nie wypada pytać – bo nie są „emerytami”, lecz „nestorami życia publicznego”?
Tu właśnie tkwi sedno: wiek jest jedynie pretekstem. Prawdziwe kryterium to status społeczny. Emeryt z prowincji, który jedzie autem do lekarza lub apteki – to zagrożenie. Senator w limuzynie – to autorytet. Pierwszy musi udowadniać, że „jeszcze daje radę”. Drugi musi tylko dać znak życia.
Większość „zwykłych” starszych ludzi prowadzi, bo musi. Nie mają szoferów, prywatnych kierowców ani limuzyn. Nie mieszkają w centrum Warszawy z dostępem do metra, tylko w miasteczku, gdzie ostatni autobus odjechał w 2003 roku. Ich prawo jazdy to nie przywilej – to narzędzie przetrwania. Każda dodatkowa bariera to krok w stronę społecznego unieruchomienia.
Tymczasem ci, którzy takie bariery tworzą, nie tylko nie potrzebują prawa jazdy – często nawet nie wiedzą, gdzie ich samochód jest zaparkowany. Bo ich rzeczywistość nie wymaga takich „przyziemnych umiejętności”. Mają kierowców, ochroniarzy, doradców. Mogą spokojnie tracić sprawność – ich słabość nie grozi mandatem, tylko dłuższym czasem antenowym.
To nie tylko kwestia wieku. To kwestia klasy.
Jeśli masz 60 lat i jesteś zamożny – jesteś mentorem, nestorem, autorytetem. Jeśli masz 60 lat i jesteś biedny – jesteś balastem. Starszy pan w Brukseli – doświadczenie. Starszy pan w passacie – ryzyko drogowe.
To jasne: nie chodzi o to, by ignorować realne problemy zdrowotne ani bagatelizować kwestie bezpieczeństwa. Kto – niezależnie od wieku – stwarza zagrożenie na drodze, powinien zostać skierowany na odpowiednie badania, a w razie potrzeby – czasowo lub trwale odsunięty od kierownicy. Ale zakładać z góry, że starszy kierowca to problem? To jak karać nie za czyn, lecz za statystyczne prawdopodobieństwo jego popełnienia.
Czy jako trzydziesto- lub czterdziestolatkowie chcielibyśmy, by kiedyś odebrano nam prawo jazdy tylko dlatego, że skończyliśmy określony wiek? Czy wolelibyśmy, by decydował o tym lekarz, konkretna sytuacja, nasze realne umiejętności – czy bezosobowy algorytm zapisany w ustawie?
Równość wobec prawa nie może być selektywna. I to nie seniorzy powinni o nią walczyć – lecz my, młodsi. Nie tylko dla nich, ale dla siebie samych w przyszłości.
Troska i rozum?
Prawdziwa równość wobec prawa nie polega na tym, że młodym wolno wszystko, a starszym nic. Ani na tym, że biednym się odbiera prawa, a bogatym przyznaje immunitet. Jeśli rzeczywiście zależy nam na bezpieczeństwie – troszczmy się mądrze. Nie według kalendarza urodzin, lecz według faktów.
Bo jeśli człowiek 60+ jest zbyt stary, by prowadzić samochód – to człowiek 70+ na pewno jest zbyt stary, by prowadzić... państwo.
Komentarze
Prześlij komentarz
Witam w przestrzeni dialogu.